Uważam, że nie jestem człowiekiem w jakiś specjalny sposób pesymistycznie usposobionym, ale pomimo tego codziennie, kiedy tylko mój mąż siada w auto i podąża do pracy, przepełnia mnie obawa czy nic mu się dzisiaj nie stanie podczas podróży do, i z pracy. Tak wiele się wszakże słyszy w radio o incydentach na szosach, iż człowiek później ciągle się zamartwia i z trwogą odbiera telefony z nieznanych numerów nie mając pewności czy to aby nie telefon ze szpitala.
Pojazdów na jezdniach przyrasta w zastraszającym tempie, a wielu ludzi gna jakby byli zwykłymi pomyleńcami. Ignorują kodeks ruchu drogowego, jakby wydawało im się, że to pewna gierka komputerowa, jakby funkcjonowali w jakimś nierzeczywistym świecie. Z normalnej statystyki wypływa, że w końcu na kogoś musi trafić. Czasami na podobnego szaleńca, który sam jest odpowiedzialny za to co go spotkało. Jakkolwiek karambole spotykają również ludzi, którzy nic nie zawinili.
Oczywiście jestem znacznie spokojniejsza o małżonka gdy jest piękna aura, bowiem wiem, iż jest on pewnym kierowcą, jednak gdy dżdży, albo co gorsze występuje mgła, albo innego rodzaju złe warunki na drodze – to jestem pełna niepokoju. Wiem, że mój mąż podróżuje rozważnie, jakkolwiek lękam się o to, że ktokolwiek wpadnie na jego auto. Ostatecznie oddycham z ulgą kiedy wróci po południu z pracy do domu, chociaż każdy nowy dzień to ponownie egzamin mojej cierpliwości.